Nowy blog na stronie piotrhorzela.com

czwartek, 20 marca 2014

Tęsknoty i przyzwyczajenia, czyli powrót z Sudanu Płd. do Polski.

Po półrocznym pobycie w Sudanie Południowym (bez przerwy) wróciłem do Polski na miesięczny urlop. Przynajmniej tak myślałem. W wyniku konfliktu zbrojnego w Sudanie Południowym, jaki złapał mnie w połowie urlopu, musiałem przedłużyć pobyt w rodzimym kraju o kolejne dwa miesiące.

Napiszę Wam teraz kilka słów o mniejszych i większych tęsknotach, jakie dopadają mnie za granicą, oraz o przyzwyczajeniach wyniesionych z Sudanu Płd, które nijak nie pasują do naszej kultury.

Tęsknoty

Urlop jak to urlop. Miał na celu (...)
(...) naładowanie baterii przed powrotem do pracy. Rodzina, znajomi, mecze piłkarskie, święta, kina, teatry. Ale nie tylko za tym tęskniłem.

Podczas długich rozłąk z krajem zaczyna brakować również innych drobiazgów.

Jednym z nich są cmentarze. Kilka dni po powrocie do kraju ruszyłem na Powązki. Możecie się śmiać, dziwić lub można brać to za oczywisty obiekt tęsknoty. Tak czy inaczej, przepadam za polskimi cmentarzami i nie zamierzam się tłumaczyć. 

Za czym jeszcze tęskniłem? Za jeżdżeniem komunikacją miejską.

Kiedy ostatnio jechaliście autobusem miejskim, przyglądając się z entuzjazmem ludziom? Albo czy przejechaliście kiedyś metrem z Kabat na Młociny* i z powrotem, bez potrzeby dotarcia w określone miejsce? (Tak, tak jeżeli ktoś mieszka na Kabatach i jeździ na Młociny do dziewczyny to się nie liczy :P)

Polecam się wybrać, za cel wycieczki obierając sobie przyglądanie się ludziom, przysłuchiwanie się ciekawszym dyskusjom, uśmiechanie się do tych którzy chcą nawiązać kontakt wzrokowy.

Mnie daje to dużą frajdę.

Kończąc wątek, nie mógłbym nie wspomnieć o barach mlecznych. Nie dość, że podają polskie jedzenie a nie jakieś pizzy... to jeszcze ta cała otoczka, zasłyszane dialogi, rozmowy ze starszymi osobami. Wydaje mi się, że trochę rozumiem jak oni mogą się czuć w nowym warszawskim świecie.

Powroty do Polski nawet po zaledwie pół roku nieobecności sprawiają, że momentami czuję się obco. Nowe trendy, warszawskie tempo życia, nowinki techniczne, moda, zmiany w komunikacji, nowe budynki, itp. Jestem relatywnie młodym człowiekiem, więc szybko nadrabiam zaległości (może poza modą). Ale czy będzie tak gdy się zestarzeję? Śmiem wątpić.

Zagadywanie do starszych osób jest takim przyjemnym z pożytecznym. Ja dostaję swoją porcję nietuzinkowych opowieści, mądrości i wiedzy. W zamian zaś daję możliwość rozmowy, łączności ze światem młodych (młodszych). To chyba uczciwa wymiana?

Sudańskie przyzwyczajenia  - uśmiechów wymiany.


W Sudanie Południowym uśmiecham się do nieznanych mi ludzi (albo oni do mnie) pewnie jakieś 20-100 razy dziennie. W 90% takich sytuacji uśmiechy są odwzajemniane. Łatwo do tego przywyknąć. A później wracam do naszego, znanego z otwartości kraju (na tle Niemiec przynajmniej) i co?

Patrzę i uśmiecham się, a tu? Uśmiechem odpowiada może 20% ludzi, i to mocno przesadzona liczba.

Siedzi jedna czy jeden w tramwaju, idzie chodnikiem albo zatrzymuje się samochodem przed przejściem dla pieszych i zamiast serdecznie, czy nawet automatycznie odwzajemnić uśmiech... zaczyna myśleć.

No właśnie, co taka osoba może sobie pomyśleć widząc uśmiechniętego rudego?

"Czego on ode mnie chce!?” - zdaje mi się najczęstszym pytaniem rodzącym się w nieuśmiechniętej głowie.
Albo... "Zboczeniec, muszę się szybko przesiąść do innego autobusu" - cóż...

Albo... "Chłopaku, wyglądasz jak lump" - W domyśle... kasy brak, to i odwzajemnionego uśmiechu brak. Swoją drogą, nie jak lump tylko schludnie ale niemodnie. Trudno wymieniać wszystkie ciuchy po pół roku :P

Albo... "Ile to ja jeszcze rzeczy muszę dzisiaj zrobić" – wyłączona/wyłączony z wchodzenia w jakiekolwiek interakcje z powodu pracy.

Albo... "Pedał jaki?".

Albo... "Jak się uśmiechnę, to zacznie gadać. Nie chce mi się gadać!"

Albo... "Zatrzymałem się (przed pasami) bo tak mówi prawo, pacanie. Nie śmiej się tylko idź, bo mi się spieszy." - faktycznie, uprzejmość mogła nie mieć tu nic do rzeczy.

Etc. Itp. Itd.

Sudańskie przyzwyczajenia - za rękę? z facetem?


Otóż w w Sudanie Południowym (i nie tylko), jak podajesz rękę na przywitanie, nie koniecznie puszczasz ją od razu. Rozmowa trwa w najlepsze, a Ty trzymasz dłoń rozmówcy (zazwyczaj mężczyzny) i czasem przekręcasz dłoń w prawo, czasem w lewo.

Można także iść z rozmówcą i ciągnąć go za rękę, prowadząc w jakimś kierunku. Nie ma w tym nic zdrożnego. Trzeba pamiętać, że Polska jest o wiele bardziej tolerancyjna w kwestiach seksualności niż Sudan Południowy. Tutaj jednak, widząc trzymających się za rękę facetów nikt nie pomyśli o tym o czym Polak, mimo swej tolerancyjności, pomyśleć może.

Wracam do kraju zaczynam z kimś rozmawiać... po kilku sekundach odczytuję z twarzy rozmówcy, że coś jest nie tak! AAA ręka! No tak. Zaczynam od razu tłumaczyć, że to z racji zwyczajów panujących w kraju w którym mieszkam...

Kilka razy mi się zdarzyło tak zrobić, niezręczna sytuacja.

Można by jeszcze na koniec napisać o przyzwyczajeniu do jedzenia rękami... ale to chyba oczywiste :)

No dobrze.
To tyle na dziś.

Pozdrawiam
pH.

*stacje końcowe metra



1 komentarz:

maria pisze...

Dla mnie też zawsze cmentarze były najpiękniejszymi miejscami w każdej miejscowości. Bardzo lubię 1 go listopada...nie dalej jak wczoraj właśnie , jadąc z chłopakiem autobusem...powiedziałam, że spokojnie mogłabym mieć dom z widokiem na cmentarz. Wynika to pewnie z chęci wyciszenia i medytacji....z dala od "dzisiaj", które co tu dużo gadać .... i fascynuje czasami....lecz dużo częściej....boli. Jesteś Piotrze bardzo interesującym "włóczykijem".Lubię czytać...co piszesz....podziwiam. Nie zazdroszczę, bo jestem "wędrująca inaczej"....lubię cudze przygody i otwarte umysły...nie czujące (jeszcze?) bezradności i bólu....wobec tego co...delikatnie mówiąc....smutne w człowieku. Pozdrawiam i przesyłam pozdrowienia dla Twojej Mamy od mojego Taty....Maria Storożuk