Nowy blog na stronie piotrhorzela.com

czwartek, 7 sierpnia 2014

Dworzec z Houellbeq-iem

Lokalizacja: Wroclaw, Poland

Dworzec kolejowy we Wrocławiu


Ładny jest/był. Pamiętam go jeszcze w starej, poniemieckiej odsłonie. Konstrukcja była nadszarpnięta rdzą, pokryta blachą i szkłem niemytym pewnie od czasów Goebelsa i spółki. Wszystko to upstrzone było odchodami gołębi. Fajny klimat. 

Teraz mam przed sobą nową, odrestaurowaną odsłonę. Mimo usilnych poszukiwań nie mogę znaleźć śladów rdzy. Blachę na dachu zastąpiły równiutko sklejone deski sosnowe, szkło zostało wyszorowane/wymienione. A od 3 godzin widziałem zaledwie jednego gołębia. Jako że my, Polacy, musimy narzekać to muszę Wam powiedzieć, że podoba mi się ten nowy dworzec. Podoba trochę mniej od poprzedniej odsłony oczywiście.

No więc siedzę i (...)

(...)czekam na autobus. Tak, autobus. Dworzec „PKS” (nazwa została w głowie jak „CPN”) znajduje się niedaleko, a zdecydowanie wolę klimat dworców kolejowych niż PKP stąd na PKS czekam na PKP.

Wracam z festiwalu filmowego. Obok mnie, oprócz plecaka, leży książka i butelka plastikowa.

Butelka


Wczorajsza noc kończąca festiwal mijała przy piwie i czymś mocniejszym. Wspomniane trunki, oprócz mini kaca, wywołały poczucie winy tak silne, że zainwestowałem w napój witaminowy/izotoniczny. Ta paskudna w smaku i zapachu substancja szybko jednak przekonała mnie do zakupu puszki piwa z sokiem (2% to piwo?). Zawartość „radlera” niezręcznie przelałem do „izotiniku”. Kolor się zgadza. Mogę spokojnie sączyć mój elektrolit na dworcu wracając do stanu homeostazy.

Książka


Książka której otwarcia doczekać się nie mogę to „Mapa i terytorium” – Houellbeq-a. 

Dlaczego ta? Wiążę się to z festiwalem oczywiście. Wybrałem się tam na jakieś 10 projekcji. Jedną z nich było filmidło „Porwanie Michela Houellbecq-a” w którym Łelbek (tak tak, nareszcie wiem jak się wymawia jego nazwisko. Prawda?) gra samego siebie.

Spodziewałem się filmu o smutnym panu, którego recenzje książek są mi znane, a za którego zabrać się jeszcze nie zdążyłem. Idąc na film nie wiedziałem czego się spodziewać, myślałem że będzie jednym z wielu. Nie wyrósł był na mój nr 1 minionego festiwalu. Łelbek okazuje się przemiłym typem znudzonym światem, nadużywającym alkoholu i kobiet, w dodatku mało tolerancyjnym. Od razu przypadł mi do gustu. Chcecie wiedzieć więcej? Obejrzyjcie film. Nie jestem krytykiem :P Tak czy inaczej uznałem, że przepchnę go na początek kolejki książek i teraz siedzi tu ze mną.

Ps: W Empiku dostępny był w ramach promocji, nazwanej moim zdaniem niefortunnie „Książka za dychę”. Znalazł miejsce w koszu razem z romansidłami i innymi kryminalnymi przepisami na sałatkę.

Swoją drogą, gdy byłem początkującym nastolatkiem, kiedy mówiło się że coś jest „za dychę” sugerowało to raczej - delikatnie mówiąc - gówniany wyrób.

Zaoszczędziłem 25 zł. Dobra nasza Panie Michel-u.


/Piotr


Brak komentarzy: