Nowy blog na stronie piotrhorzela.com

niedziela, 18 marca 2012

Boca Juniors! cz. 2

Lokalizacja: La Boca - Buenos Aires, Autonomous City of Buenos Aires, Argentyna

Przed meczem


Hotel opuściłem na kilka godzin przed meczem, kupiłem jakieś piwo i udałem się w kierunku stadionu. Na 2,5h przed spotkaniem nie można było już podejść pod La Bombonerę (stadion). Wszystko było ogrodzone rozstawnymi płotkami, a dookoła kręciło się trochę policji, z konną włącznie. Spacerując, natrafiłem na miejsce, gdzie zbierali się kibice przyjezdnego Union. O dziwo, policji w tej okolicy było zadziwiająco mało... a płotki oddzielające ich od przechodniów miały ochotę same się obalić. „No cóż, co kraj to obyczaj” pomyślałem i udałem się na poszukiwania kibicowskiej knajpy.

Jak się okazało w promieniu 5 przecznic od stadionu panuje prohibicja, a spożycie z własnych zapasów jest surowo karane. Gdy więc, siedząc na parkowej ławce w okolicach stadionu i wyjąłem z plecaka butelkę, zaraz dosiadło się trzech chłopaków (...)

(...) Poczęstowali papierosem, ja poczęstowałem ich piwem i zaczęliśmy wymieniać informacje o obyczajach kibicowskich. Dowiedziałem się kilku ciekawych rzeczy, między innymi o tym, że ustawki w polskim wydaniu to dla Argentyńczyków abstrakcja.

No więc siedzimy na ławce, gadamy gdy nagle jeden z rozmówców zauważa kogoś w oddali i szybko odwraca głowę. Czeka aż zauważony przez niego typ znajdzie się blisko nas. Gdy dystans skraca się do kilku metrów, podbiega do przechodzącego, szybka wymiana zdań i zaczyna go lać. Koleś ucieka, a mój rozmówca niezrażony tym, że policja znajduje się w odległości kilkunastu metrów kontynuuje pościg i okładanie przeciwnika. Policja nie reaguje. Co kraj to obyczaj.

Jeszcze godzina do meczu. Ruszamy w stronę Inchady (trybuny gdzie mają swoje miejsca fanatycy i przed którą mnie wielokrotnie ostrzegano). Przy pierwszej z dwóch kontroli, które każdy musi przejść, komitety wyborcze „prezydentów” rozdają polarowe szale z nazwiskami promowanych kandydatów i ulotki. Przy wejściu na stadion Barras wnoszą flagi, które wcześniej musieli rozwinąć w obecności policji w celu sprawdzenia czy nic w nich nie przemycają. Wtem jeden z chłopaków woła mnie żebym pomógł wnieść jedną z kilkudziesięciokilogramowych szarf. Poczułem się swojsko. Wchodzimy na drugi z trzech balkonów. Jeden koniec szarf jest przyczepiany do ogrodzenia, kilka osób naciąga materiał i mocuje drugi koniec do barierek na trybunie. Do tego sporo flag płotowych i ok. 20 parasolek w barwach Boca!? Największe wrażenie robi ilość bębnów. Na naszym balkonie naliczyłem 38.

Mecz


Na 10 min. przed meczem przy jednym z bocznych wejść na trybunę zbierają się wszyscy Barras. Śpiewają melodyjne pieśni, bawiąc się głównie w swoim towarzystwie. Chwilę przed meczem zaczynają przemieszczać się w kierunku centrum trybuny. Niosą ok 30 czarnych świec z przypiętymi herbami River (znienawidzona drużyna), a stadion śpiewa „Un minuto de silencio para River que esta muerto alealealeo” na melodię „marsza żałobnego” w wersji „na wesoło”. (River spadło do niższej klasy rozgrywkowej, więc śpiewali „minuta ciszy dla River, które zdechło”).

Barras rozstawiają się w centralnej części sektora. Wchodzą na barierki i podtrzymując się na szarfach zaczynają wspólni kierować dopingiem. Mecz tradycyjnie zaczyna się od hymnu „Boca, mi buen amigo (…)”. Doping, w porównaniu z tym prowadzonym w Polsce jest bardziej melodyjny, a piosenki dłuższe, tyle że ilość zaangażowanych w śpiewanie osób nie powala. Nie ma charakterystycznej dla naszych stadionów "mobilizacji".

Boca wygrywa 4:0, ale tylko kilka razy stadion pokazuje swoje możliwości. Po meczu wszyscy szybko opuszczają stadion, prócz Inchady. Zostajemy do momentu, aż goście opuszczą stadion. Tu godną odnotowania jest liczba wyjazdowa Unionu. „Na oko” szacuję, że jest ich blisko 2 tys.

Po ok 40 min. w niemiłosiernym tłoku, schodzimy ciasnymi klatkami schodowymi na parter. Co chwila ktoś komuś wymierza solidne uderzenie w kark, kwitowane śmiechem okolicznych kibiców. Taka lokalna zabawa w tłumie.

Posumwanie


Na podstawie tego co widziałem śmiało mogę powiedzieć, że demonizowani w Argentynie kibice nie są wcale tacy straszni. Czyli sytuacja ma się dokładnie tak samo jak i w naszym kraju. Nagonka nagonką, a na mecz każdy może się spokojnie wybrać. Do czego serdecznie Was zapraszam. Piłka nożna przed telewizorem to dalece inne emocje.

GALERIA - Boca Juniors



1 komentarz:

Gosia pisze...

A do tego tak pięknie (melodyjnie i wesoło) śpiewają!
Możesz powiedzieć co?