Nowy blog na stronie piotrhorzela.com

sobota, 26 marca 2011

Perito Moreno i El Chalten

Lokalizacja: El Chaltén, Santa Cruz, Argentyna
Zdecydowanej większości zabudowań w Argentynie (a przynajmniej prowincji Santa Cruz) brakuje jakichkolwiek ogrodzeń, co owocuje tym.. że wałęsa się tutaj mnóstwo psów. Nikomu w niczym by to nie przeszkadzało gdyby nie fakt, że nie łatwo złapać stopa mając wokoło siebie trzy pokaźne czworonogi przepychające się jeden przez drugiego w walce o twoje względy. Takie wydarzenie miało miejsce.. na drodze wylotowej z El Calafate w kierunku Lodowca Perito Moreno. Na całe szczęście (...)

(...) nie odstraszyło to wszystkich kierowców i po około 3 godzinach byliśmy na miejscu. Nie przypadkowo użyłem liczby mnogiej, na kilka dni dołączyła do mnie koleżanka, która także pracowała na Wyspie Króla Jerzego. Wracając jednak do naszego lodowca. Miałem spore wątpliwości czy odwiedzać to miejsce z oczywistych powodów. Tyle lodu ile widziałem przez ostatnie półtora roku powinno wystarczyć mi na całe życie. Otóż nic bardziej mylnego. Lodowce na tych szerokościach geograficznych różnią się znacznie od antarktycznych. Brak pokrywy śnieżnej na lodowcu, inne ukształtowanie szczelin, inny sposób cielenia się, te różnice wystarczyły aby wpisać Perito Moreno na listę punktów w moim programie wycieczki. Decyzja ta została nagrodzona sowicie. Czegoś takiego jeszcze nie widziałem. Wyobraźcie sobie: Stoicie na nowym drewnianym podeście, pogoda średnia, od czasu do czasu pokapuje deszcz. W odległości 300m od Was wznosi się z wody 60 metrowe czoło lodowca. Fakt ładnie. Ale mało dynamicznie. Zajmujecie się podziwianiem widoków, rozmową z nowo spotkanymi ludźmi.. gdy nagle.. kilkudziesięcio metrowy kawał lodu w towarzystwie kilku mniejszych odrywa się od czoła lodowca i trzaskiem leci do jeziora.


Huk jest ogromny, rozbryzg wody tak duży że z powodzeniem przykryłby nie jedną a dwie Kolumny Zygmunta. Imponujące nieprawdaż? Na Antarktyce nie miałem możliwości oglądać takich widowisk. Lodowce oczywiście się cieliły ale zawsze były to mniejsze odłamki, gruz. To był bardzo udany wypad.

Kolejnego dnia już pierwszym autostopem dotarliśmy do El Chalten. W trakcie podróży sympatyczny kierowca vana nakarmił nas ciastkami i dał lekcję geografii lokalnej. Już kilkadziesiąt kilometrów przed osiągnięciem celu witały nas: górujący nad innymi szczyt nazwany przez przybyszów z Europy: Fitz Roy i jemu przyboczne. Oczywiście najwyższy szczyt tej okolicy miał swoją nazwę przed przybyciem kolonizatorów, indianie nadali mu miano El Chalten, co w ich języku oznacza “dymiąca góra”. Dlaczego? Zdjęcia i końcowy opis powinny wyjaśnić sprawę. Aktualnie góra jest znana pod nazwą Fitz Roy,
a El Chalten to nazwa powstałej w 1985 roku u jej podnóża miejscowości. Mimo iż mi się to nie podoba zostańmy przy aktualnie obowiązującym nazewnictwie: El Chalten - miejscowość, Fitz Roy - góra. Póki co rozwodzę się nad szczytem, który w mojej hierarchii był numerem dwa tej okolicy. Numer jeden to "Złodziejka palców z filmu Herzoga “Krzyk kamienia” (oryg. Schrei aus Stein) czyli Cerro Torre. Mimo iż nie najwyższa, to jednak zdobycie jej przysporzyło alpinistom/andystom sporo kłopotów. Nie będę tu przytaczał historii kontrowersji związanej z pierwszym wejściem na szczyt, żeby(tym którzy nie widzieli) nie psuć filmu który został na niej oparty. Natomiast z spokojnie mogę Wam zdradzić co oprócz oczywistych trudności technicznych w zdobywaniu tej iglicy jest największym utrapieniem wspinaczy. Otóż jest to surowa aura Patagonii. W El Chalten spotkaliśmy ludzi, którzy rozpoczynali właśnie czwarty tydzień oczekiwania na okno pogodowe pozwalające na podjęcie próby powtórzenia wyczynu.. właśnie czyjego? z pewnością Jacka Fludera z 1996 roku. My aby obejrzeć
górę nie potrzebowaliśmy idealnej pogody, mogliśmy zaakceptować każdą siłę wiatru. Pierwsze podejście do punktu widokowego oddalonego od miasta o kilka ładnych kilometrów skończyło się spacerem po 3cm warstwie śniegu przy zerowej widoczności, przymarzaniem w namiocie i kolejnym zawodem spowodowanym brakiem dobrej widoczności o świcie. Po niezbyt udanym początku dnia chcieliśmy sobie osłodzić popołudnie panoramą z Fitz Royem w roli głównej. Początkowo czekał nas kolejny zawód, zobaczyliśmy tylko chmury, chmury, chmury. Droga powrotna do El Chalten na całe szczęście jednak za cenę spojrzeń za siebie daje możliwość obserwacji szczytu, a spektakl jaki dane nam było w ten sposób obejrzeć zostanie mi na długo w pamięci. Mimo dalekiej drogi przed nami i zapadającego zmierzchu, a może właśnie między innymi dzięki niemu nie mogliśmy uwolnić wzroku od widoku góry za którą stopniowo zachodziło słońce podświetlając kłębiące się, przecinane przez szczyty chmury. W akcie drugim zasłoniętą twarz miał już tylko główny bohater widowiska: Fitz Roy. Mimo iż w tetrze takie zachowanie zdecydowanie nie przystoi to przyznaję że śledziłem wydarzenia z otwartymi ustami. W końcówce trzeciego aktu ukazał nam się sam szczyt “Dymiącej Góry”. Ostatnio tak się czułem.. a może jednak nie przesadzajmy z opisami. Idźmy więc dalej.
powinny wyjaśnić sprawę. Aktualnie góra jest znana pod nazwą Fitz Roy a El Chalten to nazwa powstałej w 1985 u jej podnóża miejscowości. Mimo że mi się to nie podoba, zostańmy przy aktualnie obowiązującym nazewnictwie: El Chalten - miejscowość, Fitz Roy - góra. Póki co rozwodzę się nad szczytem który w mojej hierarchii był numerem dwa tej okolicy. Numer jeden to “Złodziejka palców” z filmu Wernera


Kolejny dzień przywitał nas piękną pogodą. Z El Chalten było wyraźnie widać wierzchołek Fitz Roya więc udaliśmy się tam po raz kolejny. Zastaliśmy tam pocztówkowe widoki: błękitne niebo, przejrzyste powietrze, wyraźne szczyty. Przekonani dobą pogodą zdecydowaliśmy pomaszerować po raz drugi pod Cerro Torre. Zastaliśmy tam oczywiście… ogromne kłębowisko chmur. Wg. strażników parku narodowego, na obejrzenie tego szczytu moglibyśmy czekać jeszcze wiele dni. Tak więc z pokorą trzeba było przynieść częściową porażkę wypadu do El Chalten i z głową pełną dobrych wspomnień wieczoru z Fitz Royem ruszyć w dalszą drogę Rutą 40.

GALERIA - Perito Moreno - Lodowiec
GALERIA - El Chalten - Fitz Roy


3 komentarze:

spider pisze...

Niesamowite! Aż będę musiał tego poszukać na youtube, bo ze zdjęć ciężko wyobrazić ogrom tych "odpadów".

vir pisze...

Daj fotke tej kolezanki :)

Piotr pisze...

No i wyłapał ; ) Postaram sie uzupełnic zbiór zdjęć niedługo.